Mateusz
miał przyjść na świat na początku lutego 2005r...
Trochę mu się pospieszyło. Teraz się tłumaczy, że bardzo chciał zobaczyć mamusię...
Do
szpitala trafiłam po Wszystkich Świętych, chyba 3 listopada. Miałam
duże problemy z oddychaniem, zaburzenia pracy serca i omdlenia, czułam
się okropnie. Tym bardziej, że w domu zostawiłam półtorarocznego
Łukaszka, co prawda z tatą i 12 letnią siostrą, ale w tym wieku jak
wiadomo co mama to mama! Było mi bardzo ciężko, z jednej strony
zagrożona ciąża, a z drugiej maluszek płaczący w domu.
Już chciałam wracać na swoją prośbę do rodzinki, a tu w nocy pękł worek płodowy i sytuacja się skomplikowała.
Lekarze
powiedzieli, że podtrzymamy ciąże ile się da, bo każdy dzień dla
maluszka jest ważny, udało się tak wytrwać 10 dni, ale koszty
tego były zbyt wielkie. Już w piątek 12.11.04 czułam się fatalnie,
wszystko mnie bolało i miałam dreszcze. Zaczęły się skurcze ( bardzo
bolesne), które do poniedziałku 15.11 były powstrzymywane ( nikt mnie
dokładnie nie zbadał - bo przecież w weekend w szpitalu pracuje się na
zwolnionych obrotach i nikt nie chce robić sobie dodatkowej pracy) . W
poniedziałek po przyjściu lekarzy okazało się, że jest już porządne
zakażenie wewnątrzmaciczne i trzeba rodzić. Był ze mną mąż, po raz
pierwszy przy trzecim dziecku, przykładał mi maseczkę tlenową , zwilżał
usta wodą i trzymał mnie za rękę. Gdyby nie on byłoby jeszcze gorzej,
nie wiem, czy dałabym radę.
Tak
więc po 3 dniach męki ledwo żywa poszłam na porodówkę i urodziłam
Matisia. Nawet nie zakwilił, był cały siny i niewiele większy od dłoni,
które go trzymały. Krótko go widziałam, bo szybko zabrali szkrabka na
OIOM do inkubatora.
No i Matiś ur. się 15.11.04 w 31 tyg , w zamartwicy, zakażeniu ogólnym, z wag a1400g i 4punktami Apgar. Miał wylewy krwi
w główce:prawostronnie II st i lewostronnie III/ IV st., a krew z lewej
strony jeszcze się sączyła. Pani ordynator oddziału neonatologii
powiedziała, żebyśmy przygotowali się na najgorsze... Poinformowała nas
,że za 10 dni wykona kontrolne USG główki, jeśli jeszcze będzie komu, a
jeśli dziecko przeżyje, może być roślinką! Byłam załamana ! Poszłam nawet do psychologa, ale to niewiele dało... Świat się dla mnie skończył...
I w takiej chwili doświadczyłam Ogromnej Miłości Bożej: Mnóstwo
naszych przyjaciół z Katolickiej Szkoły Nowej Ewangelizacji w Olsztynie
podjęło ciągłą modlitwę (Jerycha) za Matusia. Przez 7 dób , zmieniając
się co pół godziny (czyli 48 osób wraz z nami) modliło się różańcem w
dzień i w nocy. Ochrzciliśmy synka. Po 10 dniach zrobiono badania
kontrolne. To był cud! Nawet Pani doktor tak to ujęła! Nie dość, że krew
się już nie sączyła, to nastąpiła cofnięcie do wylewu III stopnia
!!! Bogu niech będą dzięki! I Wam nasi prawdziwi przyjaciele, którzy
tyle daliście nam z siebie w tak trudnej dla nas chwili życia!
Stan
Matusia był ciężki,po zastosowaniu tlenu,inkubatora,żywienia
pozajelitowego, antybiotyków i preparatów krwi, powoli się poprawiał.
Później okazało się, że po wylewach pozostały mu wodniaki
podtwardówkowe. Gdy po ponad miesięcznym pobycie w szpitalu urósł do
2kg wróciliśmy do domu, akurat na święta Bożego Narodzenia!
I zaczęliśmy walkę o prawidłowy rozwój i sprawność. Nasze życie
wypełnione było trudem: specjaliści, zabiegi,badania i intensywna
rehabilitacja stały się naszą codziennością.Około 1 roku życia
postawiono diagnozę Dziecięce Porażenie Mózgowe w postaci diplegii
spastycznej kończyn dolnych . Czyli po prostu Mati miał wzmożone
napięcie mięśniowe i niedowład nóg.
Tak to się wszystko zaczęło!
Kilka starych zdjęć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz